The Gray Garden to druga gra jRPG stworzona przez Mogeko (lub inaczej Funamusea, tłumaczone z japońskiego na Deep Sea Prisoner), przełożona na angielski przez vgperson. Jest częścią uniwersum tego twórcy i wyróżnia się charakterystycznym, uroczym stylem z częstymi krwawymi momentami. Pierwszy raz poleciło mi ją kilkoro przyjaciół kilka lat temu i kiedy tylko ją włączyłem, zakochałem się w Yosafire, Kcalbie, Reficul i wszystkich innych, kolorowych bohaterach. To prawdopodobnie najlepsza gra do wciągnięcia kogoś w świat RPG Makera.
Twórca po czasie, z okazji pierwszego kwietnia, stworzył także dodatkową, krótką grę zatytułowaną Gray Garden The, w której przedstawia moment z życia mieszkańców alternatywnej wersji The Gray Garden, gdzie płeć wszystkich jest odwrócona (no cóż, Japonia). Zdecydowanie polecam też sprawdzić pozostałe dzieła Mogeko, jak Obsolete Dream, Ice Scream i inne gry.
W większości światów anioły i demony toczą ze sobą spory, mordują się i nie są w stanie nawzajem siebie zrozumieć. The Gray Garden jest jednak wyjątkiem. Bóg i diabeł tego świata rządzą nim wspólnie, a obie rasy żyją ze sobą w zgodzie, a nawet wiążą się ze sobą. Jednak pewnego dnia pojawia się intruz z jakiegoś innego, nie tak perfekcyjnego miejsca. Historia obraca się wokół Yosafire i jej przyjaciółek, nad którymi mamy kontrolę przez większość gry. Kiedy Yosafire zostaje zaatakowana przez intruza, wraz z Froze udaje się do zamku, z którego ich światem rządzą Etihw i Kcalb, aby powiadomić ich o zagrożeniu. W tym momencie rozpoczynają się krwawe podchody z przeciwnikiem, które w końcu doprowadzają do bezpośrednich starć. Moim zdaniem sama fabuła jest całkiem udana, prosta, ale i zajmująca, a postacie naprawdę przykuwają do ekranu. Relacje między bohaterami są całkiem dobrze pokazane (przynajmniej jak na dzieła Funamusea) i aż mi się miło zrobiło, kiedy patrzyłem na te wszystkie sceny ponownie.
Bardzo cieszy mnie prostota tej gry. Zero przesadzonych mechanik, niski poziom trudności, skupienie się na fabule i barwnych postaciach. Jedyną faktyczną wadą jest według mnie zbyt wiele map i miejsc, przez które tylko przechodzimy i ewentualnie możemy przeczytać kwestie przypadkowych NPC, nie mających żadnego znaczenia. Tak samo niepotrzebnie wydłużana jest eksploracja w poszukiwaniu przedmiotów, co trochę psuje zabawę. Poziom trudności może być dla niektórych nużący, ale tak naprawdę możemy przejść obok wszystkich opcjonalnych przeciwników postawionych na mapie i korzystać tylko ze znalezionych przedmiotów (w ten sposób jednak nie będziemy mogli zobaczyć tych wszystkich animacji ataków specjalnych, a niektóre są po prostu tego warte).
Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, gra świeci, onieśmiela i jakie tylko piękne słowa na to znajdziecie. Charakterystyczny styl Funy bije tu z każdej strony. Urocze sprite’y, portrety w dialogach, ładne tilesety (mapy też nie najgorsze, pasują). Każdy sprite postaci ma indywidualną lewą i prawą stronę, bez lustrzanego odbicia, każda lokacja ma własne elementy, każdy portret wersje z różnymi emocjami. W cutscenkach będziemy mogli także oglądać całkiem ładne ilustracje.
Co do muzyki, to można powiedzieć prawie to samo. Może i część utworów jest raczej słaba, ale niektórych naprawdę lubię czasami posłuchać. Zwykle trafiają one w punkt i również jest ich w grze całe mnóstwo, bo 72. W przeciwieństwie do grafiki, były one tworzone przez różne osoby.
Nie chciałbym przesadzić, bo jako moja pierwsza gra z RPG Makera, którą poleciło mi kilka zaprzyjaźnionych nerdów, The Gray Garden zajmuje specjalne miejsce w moim sercu. Niemniej uważam, że jest ona świetną produkcją, ze wspaniałym uniwersum w charakterystycznym dla Japonii stylu. Doskonały tytuł do wciągnięcia kogoś w świat jRPG.
Versus
Autor gry: Deep Sea Prisoner
Wersja RM: 2000
Gatunek: RPG
Status: Pełna wersja
Rok wydania: 2012
Download: Gdrive
Echh, chciałbym lubić giery Mogeko, bo ich estetyka trafia głęboko do mojego serduszka (Wadanohara zwłaszcza), ale cała reszta jest dość miałka. O ile we wspomnianej Wadanoharze to jeszcze ujdzie i można jej wybaczyć edżyzm, ale Gray Garden jest po prostu nudne jak flaki z olejem – ślimaczy pacing, typowo japońskie przeciągane dialogi o dupie Maryni, denne walki i bezbecki humor, z trudem dotarłem do końca.
Mi się zabójczo podobała i w sumie nadal podoba estetyka DSP i przy Mogeko Castle naprawdę dobrze się bawiłem a potem… jeśli do reszty jej prac miałbym podejść jak do gier to stanowczo bym się wynudził, ale jeśli spojrzeć na to z perspektywy zabawy i miłości do własnych OCków to… da się. Nawet można się dobrze bawić, jej prace miały w końcy swój viralowy moment, tylko niekoniecznie te tytuły przychodzą mi na myśl gdy mowa o grach. :”D Specyficzne, interaktywne, mini anime.