Manga Carta

Niewiele jest gier karcianych na komputery, zaś Manga Carta tylko zasila szeregi tej malutkiej armii. Ładna grafika, przyzwoita muzyka i dobrze zrealizowany pomysł dają wiele frajdy. Ale czy Manga Carta spełnia wszystkie te założenia?

Pierwszym mankamentem gry jest… mała ilość kart, a w dodatku do wszystkich mamy dostęp na starcie i są poukładane w naszej talii, zaś w czasie pojedynku jest ich nieskończoność. Odbiera nam to frajdę z kolekcjonowania kart (choć nie do końca, o tym później), a kolejne potyczki polegają tylko na tym, czy rozgryziemy system i dopisze nam szczęście, sypiąc dobrymi kartami. Wiele w tej grze polega na szczęściu, zbyt wiele. Kiedy już otrzaskamy się z grą, zorientujemy się, że właściwie to liczymy tu tylko na to, jaki w tej chwili los ma humor. A to niedobrze.

Komputer jest wyjątkowo bezmyślny. Podejrzewam, że wszelkie jego ruchy są wykonywane bez żadnego pomyślunku. W czasie, gdy zaczynamy przygodę z MC to jeszcze nie rzuca się to aż tak w oczy, ale później czekamy tylko na zdobycie punktu zwycięstwa. Gdyby dodano możliwość gry na dwóch graczy, rozgrywka byłaby o wiele ciekawsza, a także znacznie wydłużyłoby to jej żywotność, która (powiem to prosto z mostu) jest krótka jak u motyla. Ot na kilka dni, przerwa miesięczna i można wrócić.

Sklepik to bardzo pomysłowe urządzenie. Za zdobyte w trakcie zwycięstw na określonych warunkach punkty kupujemy takie bajery jak: animacje – umilają widok w menu, tła walki – czyli to, co będzie widniało jako otoczenie podczas pojedynku, możliwość obejrzenia kart, którymi gramy oraz… kupowanie kolekcjonerskich kart, których nie wykorzystujemy w walce. Pomysł fajny, ale gdyby tak można było rozbudowywać, zmieniać, dokupywać karty do tali, którą skosimy przeciwnika, to byłoby cudnie, a tego niestety brak.

Na początku przygody z MC po prostu szczena mi upadła. Z punktu widzenia scenowicza jest to genialne wykorzystanie możliwości RPG Makera, lecz niedzielnego gracza może zawieść. Komputer włada tymi samymi kartami co my, a w ich skład wchodzą wojownicy, których możemy ulepszyć aż trzy razy. Można do jednego władować maksymalnie 2 upgrade’y i karty odpowiedzialne za awans, co czyni ich silniejszymi i groźniejszymi. Kłuje w oczy niemożność odwołania kart, które już „przywołaliśmy”. Musimy łaskawie poczekać (jeżeli chcemy się ich pozbyć) aż przeciwnik je zniszczy. Ponadto, tutaj wygra ten, kto z początku rzuci do boju lepsze jednostki (a tutaj tylko szczęście pomaga). Potem już tylko kosisz karty przeciwnika, które nie mają szans na kontratak i przeciwnik (bądź ty, jeżeli nie dopisało ci szczęście) przegrywa, a my zdobywamy punkt zwycięstwa i lecimy do sklepiku.

Muzyka pochodzi z wielu znanych gier i anime (Chrono Trigger, Cowboy Bebop, Final Fantasy Tactics i inne…). Niektórym będzie pasować, inni będą nucić, a części w ogóle się nie spodoba (np. mi). Przed każdym pojedynkiem ustawiamy jakiej muzyki chcemy słuchać. Dla mnie brakowało tu czegoś z wykopem, czegoś pełnego emocji. Autor dał zestaw, który nie każdemu może pasować, a powinien dać z każdego po troszku, skoro daje wybór…

W kilku miejscach pomysłowości nie zabrakło, a w kilku i owszem. Pomysłowo zrobiono creditsy. Autor wykorzystał ideę, że zakazany owoc smakuje najlepiej. O co konkretnie chodzi? Ano zagrajcie i poszukajcie miejsca z creditsami.

Motyle są piękne i długo można się im przyglądać. Tak jest z MC. Wciąga, jest solidną produkcją, lecz z pomysłem, z którego wyciśnięto zaledwie 50% soków. Można było ją o wiele lepiej dopakować, lecz w obecnym stadium jest motylem. Piękna, ale żyje równie krótko. Brakuje efektów, kart, które leczyłyby nasze jednostki, dawały różne możliwości lub bezpośrednio atakowały wroga i wielu innych opcji, które już wymieniłem. Stanowczo jest tego wszystkiego za mało i mam tylko nadzieję, że autor wyda kiedyś drugą część gry, o wiele lepiej dopakowaną. Mimo wszystko jest to bardzo dobra gra, w którą warto zagrać.

master miller

Autor gry: Michu
Wersja RM: 2000
Gatunek: RPG
Status: Pełna wersja
Rok wydania: 2008
Download: Gdrive

2 thoughts on “Manga Carta

  1. Nie wiem czy o tym mówiłem, ale pomysł na zasady gry narodził się na balkonie mojego mieszkania w bloku kilka lat przed wydaniem gry, gdy razem z bratem kombinowaliśmy, jak zagrać kartami Dragon Ball z Chio. Po 16 latach od premiery wciąż gra mi się w to całkiem nieźle.

  2. Karciana scenówka, ale w poważnej tematyce – to byłoby coś! Tym bardziej, że jakiś koncept takich kart powstał i jest dostępny na Tsukuru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.