Po raz pierwszy zetknąłem się z serią Final Fantasy w lutym 2000 roku. Byłem szczęśliwym posiadaczem komputera PC i miłośnikiem czasopism o growej tematyce. Wtedy w moje ręce trafił numer magazynu Gry Komputerowe, na którego okładce widniał hipnotyzujący wzrok Squalla skierowany ku czytelnikowi. „Epicka opowieść o przyjaźni, miłości i poświęceniu” – brzmiała reklama umieszczona na następnej stronie. Imponujące było także to, że pozycja ta była wydana na czterech płytach CD, co w tamtych czasach było potwierdzeniem, że musiała być rozbudowana. Jednak moment, moment… przecież to nie o tej części legendarnej serii miałem pisać, prawda?
To, co mnie zaskoczyło, to fakt, że była to ósma część serii, a ja słyszałem tylko o siódmej. Nie miałem wtedy jeszcze dostępu do Internetu, aby sprawdzić historię Final Fantasy, ale dwa lata później program Hyper, emitowany na kanale Minimax przyszedł mi z pomocą. Na Hyperze były puszczane klipy muzyczne oparte na gameplay’ach popularnych gier. Jakie było moje zdumienie, gdy nagle poleciał teledysk zatytułowany Final Fantasy History, prezentujący m.in. fragmenty rozgrywki z Final Fantasy V i Final Fantasy VI. Przypomniałem sobie, że kiedyś interesowała mnie historia serii, przeszukałem Internet, znalazłem stronę Krypta Final Fantasy i stałem się szczęśliwym posiadaczem emulatora SNES oraz romu FFVI.
Czemu szósta część jest tak ważna jeśli chodzi o polską scenę RPG Makera? Ano dlatego, że miała kolosalny wpływ na początkową twórczość wielu makerowców. Niektórzy nie tylko się nią inspirowali, ale wręcz kopiowali! Do dziś pamiętam wątek na pewnym forum, gdzie jeden ze scenowiczów zapowiedział stworzenie Final Fantasy VI od podstaw właśnie w RPG Makerze. Nie sposób również zapomnieć o całej masie ripów z gry, które niejednokrotnie stawały się przewodnim motywem graficznym w wielu pozycjach, które wyszły spod ręki członków naszej społeczności. Czemu to właśnie ta pozycja była taka przełomowa?
Zagrałem i przepadłem. Final Fantasy VI stało się moją miłością. Epicka opowieść o walce dobra ze złem, mnogość bohaterów i ogromny świat sprawiły, że niemal zamieszkałem w krainie stworzonej przez Squaresoft. Ale najważniejszym powodem mojego oddania się tej rozgrywce była możliwość nadawania własnych imion bohaterom tej pełnej patosu podróży.
I tak pierwszy bohater, awanturnik i poszukiwacz przygód Locke Cole, stał się Staniorem, Edgar Figaro – Bliorem (pewnie dlatego, że mój przyjaciel cieszył się powodzeniem u płci pięknej i miał smykałkę do majsterkowania, potem współtworzył ze mną Gildię RPG Makera), Cyan Garamonde – Matim, Terra – moją przebojową koleżanką z klasy Emilią, Celes – szkolną sympatią Aleksandrą, Setzer – Gozdkiem, przyjacielem z ławki, który już wtedy kochał motoryzację (a przecież Setzer posiadał jako jedyny statek powietrzny!), a Shadow – Dawidem (bo pochodził z rozbitej rodziny i zawsze kojarzył mi się z banitą). Podczas wielu godzin rozgrywki udało mi się dotrzeć do Świata Ruiny i Fanatic’s Tower. A potem nastąpił format dysku i szlag wszystko trafił.
Lata gimnazjum przeminęły, a o szóstej części Final Fantasy przypomniałem sobie w liceum. Odpaliłem ją ponownie, nadałem bohaterom te same imiona, i nagle zdałem sobie sprawę, że wielu z nich nie jest już ze mną. Są w innych szkołach, mają inne grupki towarzyskie, jeden z nich przeprowadził się osiemset km od Sieradza. Spędziliśmy ze sobą dziewięć lat (sześć lat podstawówki i trzy lata gimnazjum). Po naszej przyjaźni pozostały postacie w grze na konsolę SNES. Znów dotarłem do Fanatic’s Tower. Przerwałem rozgrywkę. Przez ostatnie dwadzieścia lat wracałem do Final Fantasy kilkakrotnie (blisko dziesięć razy). Za każdym razem jednak przerywałem grę w tym jednym momencie. Dlaczego? Bo zawsze chciałem zachować te beztroskie chwile dzieciństwa, a granie w Final Fantasy VI było z nimi nierozerwalnie związane. Chciałem mieć poczucie, że moi przyjaciele pozostaną w mojej pamięci na zawsze. Chciałem uniknąć zakończenia ich przygody i strachu, że już nigdy nie będę mógł do nich wrócić.
Kilka lat temu poprosiłem Dragon Kamilla o pixelart przedstawiający bohaterów Final Fantasy VI na pokładzie Blackjacka – jednego ze statków powietrznych występujących w grze. Jest to jedna z ostatnich scen, w której wszyscy bohaterowie są razem. Chciałem uwiecznić ten moment. Pragnąłem uczcić fakt, że przez lata mego życia byli dla mnie najbliżsi.
Ola, Emilka, Gozdek, Dawid, Mati, Lisek, Barta, Blior – na zawsze zostaniecie moimi szkolnymi przyjaciółmi. Dla mnie nasze Final Fantasy nigdy się nie skończy!
Stanior
Jak zawsze Twoje teksty poruszają moje molowe struny, ale wzruszają pozytywnie.
Cudownie mieć przyjaciół!
Jak zawsze do usług! 🙂
Jeśli chodzi o rpgi japońskie to całkowicie moje serce skradł chrono trigger, ktorą ukonczylem dwa razy.
Chrono Trigger też jest na liście gier, które ukończyłem. Ma w sobie to coś i również uważam ją za kultową pozycję, natomiast to FFVI skradło moje serce 🙂
Final Fantasy VI. Ukochana gra, którą ukonczyłem.
Jeden raz czy kilka razy? 🙂
zaraz będzie po raz drugi – wersja zmodowana rozszerzona.
Ooo! Wstyd przyznać, ale nawet nie wiedziałem, że taka wersja istnieje. Na jaką jest platformę? Możesz podzielić się jakimś linkiem?
podzielę się kiedy ukończysz wersję podstawową haha ;D