WładcaKasztanów znany jest, przynajmniej w moim odczuciu, jako twórca przyjemnych, wesołych przygodówek, w których nie brak absurdalnego humoru. Widać, że w tym gatunku czuje się nieźle, ale też pewnie jak większość twórców w pewnym momencie musiał odetchnąć od utartych schematów. Tylko tak mogę wytłumaczyć decyzję o tym, by wystartować w drugiej edycji TAPE z Akademią Mrocznych Dusz – surowym RPG-iem, który nie wybacza graczowi nawet najmniejszego błędu. Niestety, RPG-em w samych swoich założeniach strasznie irytującym.
Już na wstępie muszę poczynić jedno zastrzeżenie – nie udało mi się ukończyć gry. Mimo kilku podejść w trakcie TAPE #2 i kolejnych kilkunastu przed napisaniem recenzji, doszedłem najdalej do jaskini z goblinami. Na ile udało mi się więc poznać fabułę, jest ona następująca: sterujemy demonem przyzwanym przez jedną z członkiń Akademii. Czarodziejka uważa, że jej przełożeni zeszli na złą drogę i należy ich powstrzymać. Oprócz zagadkowego intra i szczątkowej wypowiedzi wspomnianej czarodziejki nie uświadczyłem dialogów, więc trudno coś o nich powiedzieć.
WładcaKasztanów postanowił zrobić grę mroczną i ponurą, w związku z czym, co było do przewidzenia, zastosował taktykę na przyciemnienie ekranu. Zapewne wiecie, że nie jestem miłośnikiem tego zabiegu, a Akademia Mrocznych Dusz tylko utwierdza mnie w tym, że ciemność na ekranie nie buduje klimatu – wręcz przeciwnie, niszczy go przez wywoływanie irytacji u gracza. Widać to zwłaszcza na pierwszym etapie, gdzie przejścia na mapach są wąskie, a wrogowie liczni. Do oprawy audiowizualnej nie mam uwag – grafiki pasują do przyjętej stylistyki, a autorskie monstery wykonane przez WładcęKasztanów są naprawdę świetne. Choć mapy nie są złe, autor postanowił urozmaicić je wielką liczbą przeszkadzajek, które nie odróżniają się mocno od podłoża. Sprawia to, że często będziemy blokowani przez rzeczy, których obecność nas mocno zaskoczy.
Akademię Mrocznych Dusz należy chyba zakwalifikować jako grę RPG, choć nie zawiera ona żadnego zauważalnego progresu postaci. Jej skupienie na walce sprawia jednak, że nie do końca można umieścić ją pomiędzy przygodówkami. Naszym zadaniem jest przebicie się przez tłum wrogów i wykonanie powierzonego nam zadania. Walki nie dają nam żadnych zysków (doświadczenia, złota lub przedmiotów), więc najlepiej ich unikać lub uciekać z potyczki. Nie zawsze się to udaje, a cztery zombiaki potrafią nam w trakcie jednej nieudanej ucieczki zmniejszyć HP o 1/3. Jeśli zginiemy, wracamy do punktu startowego, przy czym w skrzyniach nie respawnują się przedmioty – przejście gry staje się niemożliwe. Brak balansu walk jest więc największą wadą gry, ponieważ wypacza chyba założenia, jakie przyjął autor dla tego projektu. A wisienką na torcie niezbalansowania jest fakt, że przedmioty leczące (jedyny sposób na odzyskanie życia) działają losowo i odnawiają HP z przedziału od 1(!) do 50.
Trudno powiedzieć, czy wady Akademii Mrocznych Dusz wynikają z braku czasu na jej dopracowanie, czy z błędnych założeń autora przyzwyczajonego do tworzenia przygodówek. Mam wrażenie, że WładcaKasztanów nie do końca wiedział, w którą stronę ma pójść jego projekt. Gdyby nieco zmniejszyć poziom trudności i wprowadzić przyjemniejsze dla gracza środowisko, produkcja z pewnością zyskałaby na atrakcyjności. Nie wykluczam zresztą, że moja surowa ocena wynika z faktu nieukończenia tego tytułu. Jeśli w późniejszych etapach gra oferuje coś więcej, zachęcam do dzielenia się swoimi wrażeniami w komentarzach!
Michał „Michu” Wysocki
Autor gry: WładcaKasztanów
Wersja RM: VX
Gatunek: RPG
Status: Pełna wersja
Rok wydania: 2022
Download: Mediafire
Postęp postaci był osiągalny przez pył wydawany właśnie w rozmowie z czarodziejką za wydawanie pyłu. Problemem produkcji było to samo, co po czasie widzę w „Oddaniu” – zbyt wyśrubowany poziom trudności przy okazji kiepskiej ekonomii waluty, która była jedyną możliwością rozwoju. Z tego powodu postać trudno było wzmocnić – mnie, mimo grindu na pyle, pokonała ostatnia faza w jaskinii goblinów. Brak zapisów i wracanie do początku z ograniczoną liczbą surowców nie jest czymś mile widzianych w makerówkach.
O tyle szkoda, że mi sam klimat produkcji usiadł bardziej niż to z czego Władca Kasztanów się dał poznać na scenie – czyli lekkiego i niekiedy absurdalnego humoru. Mam nadzieję, że pierwszy eksperyment go nie zrazi do tego, aby ponownie dać się poznać w poważniejszych produkcjach.