Witam to ja – Stanior.
Chciałbym pozdrowić, na wstępiku, wszystkich którzy mnie teraz czytają…
Jednym z mych talentów jest bardzo dobra pamięć. Ale nie do wzorów matematycznych, nie do skomplikowanych teorii filozoficznych, nie do równań chemicznych. Moją zdolnością jest pamięć do wydarzeń, ludzi, ale przede wszystkim uczuć, jakie wywarły na mnie te dwa aspekty mojego życia.
Dlatego pamiętam, że miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Pewnego zimowego dnia roku 1991 (miałem wtedy niespełna 3 lata), mój tata wparował do pokoju z ogromnym pudłem, w którym była moja pierwsza konsola – popularna w naszym kraju podróbka Atari, nosząca dość chwytliwą jak na tamte czasy nazwę – Rambo. Z uśmiechem na ustach, który podnosił jego wąsy do góry oznajmił, że ukradli nam Poloneza spod sieradzkiego bazarku, ale to nic, bo w ostatniej chwili zdecydował się wyjąć z auta konsolę i zrobić zakupy z Rambo pod pachą. Dzięki tej zapobiegliwości – kto wie – może uratował moje dzieciństwo?
Przepadłem. Przepadłem w prymitywnym świecie pikseli, które w tamtych czasach były dla moich rówieśników nieosiągalnym szczytem techniki.
W 1993 historia się powtórzyła. 18 stycznia, w mroźny, zimowy dzień, tata ponownie wszedł do “dużego pokoju” (tak wówczas mówiono na salon) z kolejnym pudełkiem pod pachą. Był jeszcze bardziej uradowany, bo tym razem nikt nie ukradł nam Poloneza (którego policja odnalazła kilka miesięcy po zaginięciu). Tym razem czekała na mnie kolejna podróbka – Pegasus.
Przepadłem totalnie. Mario, Tanki, Micro Machines, Dizzy i setki innych pozycji ogrywanych godzinami. I Contra. Contra, w którą grałem razem z tatą, a gdy pokonywaliśmy finalnego bossa i bohaterowie odlatywali z wybuchającej wyspy, tata brał mnie na ręce, niósł do łóżka i rzucał z wysokości. Były to jedne z najcudowniejszych chwil mojego dzieciństwa.
Potem 1995 i pierwszy PC. Trzy gry na dysku twardym – Lotus, Wolfenstein i Lion King. Byliśmy po ten komputer w Łodzi, tata cały czas (ale z uśmiechem na ustach!) powtarzał, że ten sprzęt kosztuje tyle, co samochód. Wiedział jednak, jak dużo radości wnosi do mojego życia. Myślę, że w tamtych latach kochał mnie całym sercem.
I wreszcie 2002 rok, pierwszy modem i pamiętna jesień… gdy ujrzałem po raz pierwszy Twierdzę RPG Makera. Musiałem być tego częścią. Do tej pory byłem biernym użytkownikiem wirtualnego świata. Teraz mogłem stać się twórcą. Odpaliłem program i zacząłem tworzyć Władcę Pierścieni. Choć “tworzyć” to chyba za dużo powiedziane. Powstała jedna mapka (cała trawiasta), na którą wjeżdżała postać na koniu i miał to być Czarny Jeździec. I to by było na tyle. Paradoksem jest, że tak umiłowana przeze mnie społeczność i Scena, nigdy nie doprowadziła do tego, żebym stworzył jakąkolwiek grę (nie licząc żałosnej Gry Walentynkowej stworzonej dla mojej gimnazjalnej miłości).
Scena była moim wirtualnym ekosystemem. Drugim światem, w którym poznawałem bardziej skomplikowane – jak na tamte czasy – relacje społeczne. Redakcje, struktury i hierarchie może teraz wydają się nieco prymitywne, natomiast wtedy były dla mnie poligonem doświadczalnym. Ale nie tylko.
Scena szybko stała się też miejscem prawdziwych przyjaźni. Stała się dla mnie nośnikiem nowych idei, miejscem wymiany i kształtowania poglądów na wiele rzeczy. Stała się wirtualnym domem, który dał mi niezwykle cenne doświadczenia – jak radzić sobie z krytyką, jak przezwyciężać przeciwności, jak budować swoją pozycję, ale przede wszystkim – nauczył funkcjonować w grupie całkowicie odmiennych (często skrajnie) ludzi, których łączyła miłość do gier.
2003 rok był jazdą bez trzymanki. Gdybym miał go do czegoś porównać, to byłoby to chyba Królestwo Hyrule z najnowszej Zeldy – niestabilnym, ogarniętym wojną, z zamkiem obleganym przez siły ciemności, najazdami piratów, Yiga Clanem siejącym spustoszenie, enklawami potworów, brakiem bezpiecznych szlaków i kilkoma ludzkimi skupiskami, takimi jak wioski czy stajnie.
Ja oczywiście czułem się jak Link. Wybraniec, który odnajdzie księżniczkę, pokona demona i na zawsze przywróci pokój na polskiej scenie RPG Makera, a dodatkowo jeszcze ją zjednoczy.
Dziś wiem, jak bardzo byłem naiwny, ale bardzo się z tej naiwności cieszę. Najbardziej jednak cieszy mnie to, że nie jestem jedyny. I nie chodzi mi tutaj o “emerytowanych” rówieśników, takich jak Michu. Cieszę się, że na polskiej scenie RPG Makera jesteś Ty – ten, którego 20 lat temu na Scenie nie było, ale nie ma to żadnego znaczenia. Twoja historia tworzy się tu i teraz i jestem pewny, że za 20 lat będziesz wspominał ją równie miło, jak ja.
Scena nie potrzebuje już bohaterów, nie potrzebuje latających gurusów. Potrzebuje ludzi pełnych pasji i miłości do tworzenia. Jestem dumny, że mogłem uczestniczyć w tworzeniu polskiej społeczności RPG Makera. Ale większa dumą napawa mnie fakt, że mogę być jej częścią teraz, z Tobą.
Stanior
Świetny tekst, jak przystało na Staniora!
Czyta się to dobrze, nawet bardzo dobrze powiedziałbym, według mnie ten tekst jest taką mieszanką nostalgiczności z motywacyjną gadką na koniec. Czekam na więcej tekstów od autora!
Dzięki Jolantyn! Na ten tekst miało wpływ wiele wydarzeń , które ostatnio wydarzyły się w moim życiu. Cieszę się, że felieton się spodobał 🙂
Znam to białe pudło. Pierwszy komputer, jaki miałem, miał taką samą obudowę. Tyle, że niebieską. W każdym razie, co masz rację, to ją masz. Sam nie pamiętam, kiedy zacząłem dłubać w RPG Makerze. Zgaduję, że to RPG Maker XP był wtedy najnowszym, jaki istniał. Trochę coś próbowałem w 2000 i 2003, ale to w XP widziałem największe możliwości na tamten okres czasu. Niektóre z nich wydaje mi się, że pozostaną herezją dla wszystkich, dla których świat zatrzymał się na RPG Makerze 2003.
Z niebieskim pudłem też miałem 🙂 to nie jest mój pierwszy egzemplarz. Obstawiam, że to model z 2003? 2004? Wiem że na pewno w 2005 trafił do domu moich dziadków, którzy zdecydowali się wtedy założyć neostradę. Mój stary komputer trafił wlasnie do nich , ja dostałem nowy :). Ten egzemplarz po dziś dzień stoi na strychu, co więcej najprawdopodobniej na dysku twardym ma część archiwów z mojego Gadu Gadu z lat 2005-2007. Obok stoi tez moje stare biurko. Piękne czasy 🙂
Zapomniałem o tym komentarzu, a warto byłoby jedną rzecz sprostować – dziś na scenie nie ma już chyba osób, dla których świat zatrzymał się na RPG Makerze 2003 😉 W sensie, to wciąż chyba najpopularniejszy program i kilka osób pracuje tylko w nim, ale nie ma już w naszej społeczności takich złych emocji i „walki” pomiędzy użytkownikami różnych programów.
U mnie też na salon mówi się „duży pokój”, a mamy 2024 hmm…
W sumie w dobie 40 metrowych „apartamentów” i salonom z kuchennym aneksem , posiadanie „dużego pokoju” to luksus 😀
No to ja miałem taki luksus w 2005 roku :v
Miałem duży pokój i salon z aneksem kuchennym, albo pseudo-jadalnię jak kto woli